Praktykujący katolicy mają świadomość, że Msza Święta rozpoczyna się nie znakiem krzyża, choć tak podpowiada nam religijna intuicja, lecz procesją, której towarzyszy pieśń na wejście. Fakt ten oznacza, że muzyka pełni podczas tego nabożeństwa niezwykle istotną rolę. Jeżeli do tej wiedzy dodamy powszechnie znane powiedzenie świętego Augustyna: „Kto dobrze śpiewa, ten dwa razy się modli”, wówczas znaczenie śpiewu podczas liturgii jeszcze się podnosi i to bez względu na przysłówek „dobrze”. Co zatem znaczy „dobrze śpiewać w Kościele” i czy naprawdę trzeba być zawodowym muzykiem, żeby zyskać akceptację coraz bardziej wymagającej wspólnoty?
Po pierwsze spójrzmy na śpiew przez pryzmat wykonania i sprawczości, a po wtóre jako na akt komunikacji. Kiedy śpiewamy, dzięki melodii słowa zostają wyrażone z większym niż podczas mowy zaangażowaniem; z ekspresją, mocą i talentem, jeśli go posiadamy. Muzyka stanowi specyficzny język komunikacji, z pewnością piękniejszy i doskonalszy niż same słowa. Nic zatem dziwnego, że dzięki zjednoczeniu wspólnoty w śpiewie czynności liturgiczne zyskują dostojniejszą formę, a modlitwa nabiera szczególnego charakteru, ułatwiając wiernym wznoszenie myśli ku Bogu i wizualizując zapowiedź przyszłego zbawienia w celebrowanym obrzędzie.
Jeśli więc przyjąć tezę głoszącą, że śpiew podczas liturgii ułatwia nam kontakt
z Bogiem, pomaga się jednoczyć i lepiej modlić, to istnienie chóru kościelnego zyskuje
na zasadności i wadze.
Czy potrzeba było aż tylu wywodów, by uzasadnić istnienie naszego Sigismundus cantus? - parafialnego chóru przy kościele pod wezwaniem św. Zygmunta w Pniowie.
Nawet jeśli, to nic nie zmieni faktu, że chór istnieje już trzy lata i podejmuje usilne starania, by piękno zawarte w muzyce i śpiewie stało się w jakimś stopniu odbiciem piękna Pana Boga i chociaż trochę poruszyło ludzkie serca. Czy nasz śpiew jest dobry? Czy porusza serca słuchaczy? Te pytania należałoby skierować do świętego Augustyna, który zapewne był znawcą przedmiotu i swego czasu pisał: „Ileż razy płakałem, słuchając hymnów Twoich i kantyków, wstrząśnięty błogim śpiewem Twego Kościoła (...), gdy Twoja prawda ściekała kroplami do serca, parowało z niego gorące uczucie pobożnego oddania. Z oczu płynęły łzy i dobrze mi było z nimi”.
Ale to nie od świętego oczekujemy odpowiedzi. I może lepiej niech postawione pytania pozostaną retoryczne, mimo że przede wszystkim zadajemy je sami sobie, my …, nieliczni, ale wytrwali, amatorzy nie profesjonaliści - za wyjątkiem naszego mistrza i mentora, Pana organisty - ale ciągle pełni pasji. Nie liczymy na wiele, bo i tak czujemy się wyjątkowo nobilitowani samą mocą śpiewu, ale tak bardzo cieszy nas … drobny gest, dobre słowo, maleńka oznaka życzliwej przychylności; niekiedy pobłażliwości słuchaczy, którzy być może wkrótce zechcą zasilić nasze szeregi. Śpiewnej modlitwy nie zrozumie ten, który nigdy jej nie doświadczył, zwłaszcza podczas śpiewu liturgicznego - jak jednoczy, uskrzydla, wprowadza atmosferę radosnej i błogiej modlitwy!